Jakich paneli fotowoltaicznych nie kupować w 2025 roku?
Choć energia słoneczna zyskuje coraz większą popularność, a na dachach domów, budynkach fabryk czy nawet szkołach i szpitalach powstają tysiące instalacji, to skuteczność całego systemu w ogromnej mierze zależy od jednego, kluczowego elementu: samych paneli. Wybór nieodpowiednich modułów może zamienić marzenie o energetycznej niezależności w kosztowny koszmar. Zastanawiając się, jakich paneli fotowoltaicznych nie kupować, stajemy przed morzem możliwości, ale i pułapek. Aby uniknąć rozczarowania i wieloletnich problemów, należy przede wszystkim unikać paneli charakteryzujących się niską jakością materiałów i brakiem certyfikatów, co często idzie w parze z niewiarygodnym źródłem zakupu i marną gwarancją.

Analizując dostępne na rynku moduły, łatwo zauważyć pewne zależności. Na przykład, zebrane dane obserwacyjne dotyczące trwałości i niezawodności paneli fotowoltaicznych odzwierciedlają korelację między reputacją producenta, a szacowanym wskaźnikiem problemów. Poniższa uproszczona tabela ilustruje ten punkt, bazując na trendach rynkowych i danych z długoterminowych testów polowych:
Kategoria panelu/Źródło | Szacowana roczna stopa reklamacji (%) | Typowa gwarancja produktowa (lata) | Typowa gwarancja na wydajność (lata) |
---|---|---|---|
Producent globalnie rozpoznawalny (Tier 1) | 0.02% - 0.05% | 15 - 25 | 25 (zachowanie 80-85%) |
Producent regionalny/mniej znany | 0.1% - 0.5% | 10 - 15 | 25 (zachowanie 80%) |
Mało znany producent (nowy/krótka historia) | 1% - 5% | 5 - 10 | 10 - 25 (mniej sprecyzowana) |
Panele używane/od nieweryfikowanego źródła | 5% - 20%+ | Brak lub krótka od sprzedawcy | Brak |
Te liczby, choć uogólnione, stanowią wyraźny sygnał ostrzegawczy. Jak widzimy, roczna stopa reklamacji dla paneli od producentów o wątpliwej reputacji czy paneli używanych potrafi być kilkudziesięcio, a nawet kilkusetkrotnie wyższa niż w przypadku liderów rynku. To nie są tylko statystyki – za każdą dziesiątą czy setną częścią procentu kryją się realne problemy: przestój w produkcji energii, konieczność wezwania serwisu, skomplikowane procedury reklamacyjne, a w skrajnych przypadkach, przedwczesna wymiana całej instalacji lub jej części. Inwestycja w fotowoltaikę to przedsięwzięcie na lata, a wybór paneli w oparciu wyłącznie o najniższą cenę, bez weryfikacji ich pochodzenia i parametrów, może okazać się nadmiernie kosztownym błędem z punktu widzenia długoterminowej eksploatacji i zwrotu z inwestycji. Unikanie pułapek niskiej jakości i niepewnych dostawców to fundament budowy wydajnej i trwałej instalacji.
Aby lepiej zrozumieć długoterminowe konsekwencje wyboru, spójrzmy na to, jak może wyglądać degradacja wydajności paneli na przestrzeni lat w zależności od ich jakości i pochodzenia. Poniższy wykres przedstawia hipotetyczną ścieżkę produkcji energii wyrażoną w procentach wydajności nominalnej:
Jak widać na wykresie, różnice w wydajności mogą być znaczące już po kilku latach, a po dekadzie przepaść staje się ogromna. Panel wysokiej jakości, z minimalną degradacją, nadal produkuje znaczną część pierwotnej mocy, podczas gdy tani czy używany moduł może już wymagać wymiany, tracąc połowę lub więcej swojej pierwotnej mocy. To bezpośrednio przekłada się na niższą produkcję energii, dłuższy okres zwrotu z inwestycji lub wręcz jego brak. Wartości te podkreślają, że początkowa oszczędność może zostać wielokrotnie przewyższona przez straty w przyszłości, czyniąc zakup paneli niskiej jakości lub bez historii nieopłacalnym w dłuższej perspektywie.
Ryzyko zakupu paneli od nieznanych producentów
Wyobraź sobie, że budujesz dom. Czy kupiłbyś cegły od producenta, którego nikt nigdy nie słyszał, który nie ma certyfikatów ani historii działalności dłuższej niż kilka miesięcy? Pewnie nie. A jednak, w przypadku paneli fotowoltaicznych, stanowiących dosłownie fundament energetyczny naszego dachu na 25 lat, wciąż zdarzają się takie decyzje, kuszone oczywiście atrakcyjną ceną.
Pierwszym i najbardziej oczywistym ryzykiem jest sama jakość produktu. Renomowani producenci paneli, ci z listy "Tier 1", inwestują ogromne środki w badania i rozwój, a także w rygorystyczną kontrolę jakości na każdym etapie produkcji, od wafelka krzemu po gotowy moduł. Linie produkcyjne są często zautomatyzowane, a procedury certyfikowane, co minimalizuje błędy ludzkie i zapewnia powtarzalność parametrów.
Producenci z niższej półki lub ci dopiero wchodzący na rynek, bez ugruntowanej pozycji, mogą po prostu nie dysponować takimi zasobami ani doświadczeniem. Zdarza się, że tną koszty na materiałach, stosując komponenty niższej klasy (np. gorszej jakości enkapsulanty EVA/POE, cieńsze szkło, ramę ze słabszych stopów aluminium, tańsze konektory czy skrzynki przyłączeniowe). Na pierwszy rzut oka panele wyglądają podobnie, ale różnice objawią się w trudnych warunkach pogodowych czy po kilku latach pracy.
Problemem jest także spójność produkcyjna. U renomowanych producentów różnica w mocy między panelami z tej samej partii wynosi często poniżej 0.3%. U mniej znanych firm ten rozrzut może być znacznie większy, dochodząc nawet do kilku procent. Taka nierówność w jednej instalacji może prowadzić do strat wydajności całego ciągu modułów (stringu), ponieważ jego całkowita moc jest ograniczona przez panel o najniższym aktualnym parametrze. To trochę jak sprint sztafetowy, gdzie cała drużyna czeka na najwolniejszego zawodnika.
Ważnym aspektem są certyfikaty. IEC 61215 (wydajność i konstrukcja), IEC 61730 (bezpieczeństwo elektryczne i pożarowe) to absolutne minimum. Dobre panele mają dodatkowe certyfikaty potwierdzające odporność na ekstremalne warunki (testy solne dla środowisk nadmorskich, testy amoniakalne dla ferm rolnych, testy na degradację wywołaną potencjałem PID, degradację LID/LETID). Produkty bez tych certyfikatów to literally "kot w worku". Brak certyfikatu może oznaczać, że panele nie przeszły rygorystycznych testów wytrzymałościowych i mogą szybciej ulec uszkodzeniu lub po prostu nie osiągną deklarowanych parametrów przez zakładany okres eksploatacji.
Jednym z kluczowych, choć często pomijanych, zagadnień jest tak zwana "bankowalność" producenta. To pojęcie używane w dużej energetyce czy przez banki finansujące wielkoskalowe farmy fotowoltaiczne. Oznacza, że producent jest stabilny finansowo i ma udokumentowaną historię realizacji projektów, co daje pewność, że będzie istniał przez cały okres obowiązywania gwarancji, czyli 20-25 lat. Choć w przypadku instalacji domowej nie jest to wymóg bankowy, warto myśleć podobnie – co zrobisz z gwarancją, gdy producent zniknie z rynku po 5 latach?
Niektórzy kuszeni niską ceną decydują się na panele, których marka pojawiła się "znikąd" i nie ma nawet solidnej strony internetowej z dokumentacją techniczną czy danymi kontaktowymi do działu wsparcia. Taka firma równie szybko, jak się pojawiła, może zniknąć, pozostawiając klienta z niczym w przypadku awarii lub problemu z wydajnością. Reklamacja staje się wtedy czysto teoretyczną możliwością zapisaną na papierze, który stracił jakąkolwiek wartość.
Pomyślmy o typowej usterce – gorącym punkcie (hot spot), czyli miejscu na panelu, które przegrzewa się z powodu wady produkcyjnej (np. mikropęknięcia komórki, problemu z lutowaniem). Renomowany producent wykryje to podczas kontroli jakości i testów (np. elektroluminescencyjnych) jeszcze przed opuszczeniem fabryki. Panel niskiej jakości może trafić do klienta z ukrytą wadą, która ujawni się po czasie, prowadząc do spadku wydajności, a w skrajnych przypadkach nawet do pożaru. W takich sytuacjach liczy się nie tylko to, czy producent "udziela gwarancji", ale czy *jest w stanie i chce* tę gwarancję honorować.
Historia zna przypadki producentów, którzy po kilku latach obecności na rynku zmieniali nazwę, bankrutowali lub po prostu przestawiali produkcję na coś innego, pozostawiając instalatorów i klientów bez możliwości zgłoszenia reklamacji czy uzyskania części zamiennych. Taki scenariusz oznacza, że koszty ewentualnych napraw czy wymiany paneli spadają w całości na właściciela systemu. To jest właśnie cena pozornych oszczędności na początku.
Warto zwrócić uwagę na specyfikacje techniczne paneli. Czy są transparentne? Czy producent podaje szczegółowe dane o zastosowanych materiałach (np. rodzaj ogniw, ilość busbarów, typ szkła, typ ramy)? Czy udostępnia raporty z testów? Producenci wysokiej jakości chwalą się szczegółowymi danymi technicznymi i udostępniają certyfikaty do wglądu. Brak takich informacji na stronie internetowej lub w karcie katalogowej to poważny sygnał ostrzegawczy. Pokazuje to brak transparentności i może sugerować, że firma ma coś do ukrycia, być może niską jakość komponentów.
Inna subtelna kwestia to wsparcie techniczne. Czołowi producenci posiadają rozbudowane działy wsparcia, infolinie techniczne dla instalatorów i klientów końcowych, materiały szkoleniowe, a także systemy monitorowania produkcji. W przypadku paneli od "no-name'a" często jedynym kontaktem jest mail, na który nikt nie odpowiada, lub telefon, pod którym słychać trzaski. Problem z instalacją czy optymalizacją systemu może zamienić się w koszmar z braku możliwości konsultacji z kimś kompetentnym ze strony producenta.
Kupowanie paneli od nieznanego producenta to często inwestowanie w produkt, który nie przeszedł pełnego cyklu testów w realnych warunkach przez wystarczająco długi czas. Wiodący gracze na rynku testują swoje panele w różnych strefach klimatycznych przez wiele lat, symulując przyspieszone starzenie w komorach testowych. Nowy producent po prostu nie ma takiej historii ani zgromadzonego know-how, co zwiększa szanse na pojawienie się nieprzewidzianych problemów eksploatacyjnych po kilku latach od montażu.
Rozważając zakup paneli, nie patrzmy tylko na cenę za wat. Zastanówmy się, co kryje się za tą ceną: jaka technologia, z jakich materiałów wykonany jest panel, jaką historię ma producent, jakie gwarancje daje i, co równie ważne, czy mamy podstawy wierzyć, że te gwarancje zostaną dotrzymane. Różnica kilku czy kilkunastu procent w cenie za wat, zapłacona za panele od renomowanego dostawcy z długą historią, staje się nieistotna w porównaniu do potencjalnych strat wynikających z niskiej wydajności, awaryjności i braku wsparcia dla tanich, anonimowych produktów na przestrzeni 25 lat ich życia.
Nie jest sztuką kupić najtańszy panel, sztuką jest kupić taki, który przez ćwierć wieku będzie bezawaryjnie produkował energię na satysfakcjonującym poziomie. Wybierając nieznane marki, godzimy się na loterię, której stawką są tysiące złotych i nasza energetyczna niezależność.
Cena za moduł fotowoltaiczny od renomowanego producenta o mocy około 400 Wp w 2023 roku mogła wahać się w granicach 500-700 zł (1.25 - 1.75 zł/Wp) netto, podczas gdy panele od mniej znanych firm potrafiły kosztować 350-450 zł (poniżej 1.0 zł/Wp). Różnica pozornie duża przy jednym panelu (150-250 zł), staje się kosztem niewielkim w skali całej instalacji (np. 40 paneli = 6000-10000 zł różnicy) rozłożonym na 25 lat, a minimalizującym ryzyko. Taniej nie zawsze znaczy mądrzej, szczególnie w branży, gdzie liczy się długoterminowa perspektywa.
Rynek fotowoltaiczny obfituje w różne panele, ale tylko ułamek z nich to produkty, które faktycznie zasługują na zaufanie w długim okresie. Unikajmy producentów, którzy pojawili się wczoraj i kuszą jedynie ceną. Szukajmy tych, którzy są na rynku od lat, mają tysiące instalacji na całym świecie, transparentne dane, certyfikaty i solidne, potwierdzone historią, procedury gwarancyjne. Tylko wtedy nasza inwestycja będzie bezpieczna i przyniesie oczekiwane korzyści przez lata. Podsumowując ten rozdział, paneli od mało znanych producentów po prostu nie warto rozważać, chyba że lubimy ryzykować własne pieniądze.
Panele fotowoltaiczne z krótką lub niejasną gwarancją
Gwarancja w świecie fotowoltaiki to Twój parasol na deszczowe dni, a w tym przypadku na słabszą produkcję energii czy awarię sprzętu. Jednak, jak to z parasolami bywa, niektóre ledwo chronią przed mżawką, a inne potrafią przetrwać huragan. Kluczowe jest zrozumienie, co właściwie gwarancja producenta obejmuje i jak długo trwa, zanim podejmiesz decyzję o zakupie.
Generalnie w branży paneli fotowoltaicznych mamy do czynienia z dwoma głównymi typami gwarancji. Pierwsza to gwarancja na produkt (zwana też gwarancją jakości materiałów i wykonania). Obejmuje ona wady fizyczne panela, które pojawiły się z winy producenta, np. wady ramy, uszkodzenie laminatu, problem ze skrzynką przyłączeniową czy konektorami, odklejanie się warstw. Standard rynkowy dla dobrych paneli to obecnie 15, a coraz częściej 20 czy nawet 25 lat. Gwarancje krótsze, np. 10 lat, a zwłaszcza 5 lat czy mniej, powinny budzić ogromne zaniepokojenie. Dlaczego producent nie wierzy we własny produkt na dłużej?
Druga, równie ważna, to gwarancja na wydajność (zwana też gwarancją na moc liniową). Ona nie chroni przed fizycznym uszkodzeniem, ale gwarantuje, że panel po określonym czasie (zazwyczaj 25 lat) będzie nadal produkował energię na poziomie co najmniej X% swojej mocy nominalnej. Przykładowy zapis to "minimum 80% mocy nominalnej po 25 latach" lub, w przypadku lepszych paneli, "minimum 85% mocy nominalnej po 25 latach". Renomowani producenci często oferują gwarancję liniową, która określa maksymalną roczną degradację (np. 2% w pierwszym roku, a następnie 0.4%-0.5% rocznie) i gwarantuje określony procent mocy w każdym roku eksploatacji.
Diabeł tkwi w szczegółach, czyli w "Drogach i Bezdrożach Warunków Gwarancji". Czytałeś kiedyś te 20 stron drobnym druczkiem? Większość klientów tego nie robi, a to błąd kardynalny. W warunkach gwarancji producent określa, co dokładnie jest objęte, a co nie. Na przykład, czy gwarancja obejmuje transport i robociznę związaną z wymianą wadliwego modułu? Czy jest limitowana kwotowo? Czy obejmuje degradację wywołaną przez PID/LETID, czy wymaga od klienta zakupu drogich optymalizatorów lub specjalnych falowników z funkcją ochrony przed PID? Co z uszkodzeniami mechanicznymi – czy są one w ogóle rozważane w kontekście gwarancji produktowej (zwykle nie, chyba że wynikają z wady fabrycznej np. kruchej ramy)?
Niektóre gwarancje są niejasne w swoich zapisach, np. nie precyzują, co oznacza "wadliwy panel" albo jak dokładnie liczona jest degradacja. Zapis "do 80% mocy po 25 latach" jest mniej precyzyjny niż gwarancja liniowa 0.5% rocznie. Jeśli panel spadnie do 70% w 10. roku, ale producent gwarantuje "do 80% po 25 latach", może uznać, że degradacja mieści się w ich niejasnym modelu i odmówić uznania reklamacji. W przypadku gwarancji liniowej (np. maks. 0.5% rocznie), panel w 10. roku powinien mieć co najmniej ok. 95.5% mocy. Jeśli ma 70%, reklamacja jest ewidentnie zasadna.
Utrata gwarancji to kolejne ogromne ryzyko związane z panele fotowoltaiczne z krótką lub niejasną gwarancją. Większość producentów warunkuje gwarancję prawidłową instalacją przez certyfikowanego instalatora, zgodną ze sztuką i instrukcją producenta oraz obowiązującymi normami elektrycznymi. Nieprawidłowy montaż, użycie niewłaściwych konektorów (np. mieszanie MC4 od jednego producenta z MC4 od innego – to się zdarza!), przekroczenie maksymalnego napięcia czy prądu w stringu, a nawet niewłaściwe przechowywanie paneli przed montażem, mogą stanowić podstawę do unieważnienia gwarancji. To jak z gwarancją na samochód – stracisz ją, jeśli serwisujesz go w garażu u szwagra bez wymaganych narzędzi i procedur, zamiast w autoryzowanym warsztacie.
Warunki gwarancji mogą także wymagać od klienta lub instalatora udowodnienia, że usterka nie wynika z ich zaniedbania. To może być trudne i kosztowne, wymagać opinii biegłego lub specjalistycznych testów. Solidna gwarancja to taka, gdzie procedura reklamacji jest jasna, a producent zakłada "domniemanie niewinności" po stronie klienta, chyba że jest ewidentny dowód na niewłaściwe użytkowanie lub montaż.
Warto zwrócić uwagę, czy gwarancja jest wystawiana bezpośrednio przez producenta paneli, czy przez firmę trzecią (np. lokalnego dystrybutora czy nawet instalatora). Gwarancja wystawiona przez dystrybutora może być problematyczna, gdy ten dystrybutor zniknie z rynku, zwłaszcza jeśli producent ma siedzibę na drugim końcu świata i nie oferuje wsparcia bezpośrednio dla klientów końcowych w danym kraju. Renomowani producenci zazwyczaj oferują gwarancję międzynarodową lub poprzez swoje autoryzowane oddziały/przedstawicieli w danym regionie.
Okres 25 lat gwarancji na wydajność jest standardem rynkowym, ale jego rzeczywista wartość zależy od szczegółów. Czy gwarantowany poziom mocy jest liczony przy standardowych warunkach testowych (STC: 1000 W/m², 25°C), czy w warunkach NOCT (niższa irradiancja, wyższa temperatura, bardziej zbliżone do realnych)? Różnice w metodologii pomiaru mogą wpłynąć na rzeczywistą produkcję. Czołowi producenci są w tej kwestii transparentni.
Istotnym elementem jest również proces reklamacji. Czy jest szybki? Czy wymaga demontażu panela i wysyłki na własny koszt do producenta za granicę? Kto ponosi koszty transportu i ponownego montażu? Warunki gwarancji powinny to jasno precyzować. Niektórzy producenci z niższej półki celowo utrudniają procedurę, by zniechęcić klientów do zgłaszania problemów. Wysyłka pojedynczego panelu ważącego 20 kg przez pół świata potrafi kosztować tyle, co nowy panel, co czyni całą gwarancję bezsensowną dla pojedynczej sztuki.
Brak jasnych zapisów dotyczących temperatury pracy i współczynnika temperaturowego mocy (%/°C) również może stanowić problem w kontekście wydajności. Panel, który w warunkach laboratoryjnych (25°C) ma nominalną moc 400Wp, w upalny dzień na dachu (temperatura panela może osiągnąć 50-60°C) będzie produkował mniej. Im niższy współczynnik temperaturowy (np. -0.30% vs -0.45% na stopień Celsjusza powyżej 25°C), tym mniejsze straty w wysokich temperaturach. Panel o gorszym współczynniku może pozornie spełniać gwarancję na wydajność liczoną w 25°C, ale w rzeczywistości będzie produkował mniej energii rocznie. Dobre warunki gwarancji i specyfikacje techniczne powinny jasno podawać te parametry, pozwalając oszacować realną produkcję.
Kupowanie paneli z gwarancją typu "no-name" albo "od widzimisię" to jak kupowanie parasola z materiału, który przepuszcza deszcz. Nie spełnia swojej funkcji. Inwestycja w fotowoltaikę jest długoterminowa i wymaga długoterminowej ochrony w postaci rzetelnej gwarancji. Upewnij się, że rozumiesz każdy jej punkt i że pochodzi od wiarygodnego podmiotu, który najprawdopodobniej będzie istniał przez cały czas jej obowiązywania.
Niektóre które nie spełniają standardów rynkowych paneli posiadają gwarancję produktową tylko na 5 lat. Przy średnim koszcie instalacji wynoszącym kilkadziesiąt tysięcy złotych i cenie panela około 600-700 zł, wymiana jednego modułu po 6 latach z powodu wady materiałowej kosztuje dodatkowe kilkaset złotych (panel + robocizna), co znacznie podnosi całkowity koszt eksploatacji. Kupując panele z 15-letnią gwarancją, minimalizujemy to ryzyko o dekadę. Takie podejście jest nie tylko bardziej przewidywalne finansowo, ale daje spokój ducha na lata.
Dlaczego nie warto kupować używanych paneli fotowoltaicznych?
Na portalach aukcyjnych i ogłoszeniowych kuszą niskie ceny. "Okazja! Panele fotowoltaiczne po demontażu, jak nowe!". Cena potrafi być dwu- czy nawet trzykrotnie niższa niż za nowy moduł. I właśnie ta niska cena jest jedynym, ale za to ogromnie zwodniczym, argumentem "za". Kto by nie chciał oszczędzić tysięcy złotych?
Pierwszy i najpoważniejszy problem to brak dokumentacji. Nie wiesz, jaka jest historia tych paneli. Skąd pochodzą? Jak długo pracowały? W jakich warunkach? Dlaczego zostały zdemontowane? Czy były prawidłowo konserwowane, czy wręcz przeciwnie – narażone na ekstremalne obciążenia? Sprzedawców nie posiada odpowiedniej dokumentacji, co oznacza, że kupujesz coś, o czym wiesz mniej więcej tyle, co o pogodzie za oknem sprzed 10 lat – teoretycznie istniała, ale jaka była naprawdę?
Panele fotowoltaiczne naturalnie degradują, czyli ich moc maksymalna spada w miarę upływu lat. Jest to proces normalny i uwzględniony w gwarancji na wydajność nowych paneli (np. wspomniane wcześniej 0.5% rocznie). Jednak degradacja używanych paneli jest niewiadomą. Mogły pracować 5, 10, 15 lat i ich aktualna moc może być znacznie niższa od nominalnej (np. 250W z oryginalnych 300W). Co gorsza, proces degradacji mógł zostać przyspieszony przez niewłaściwy montaż, błędy w systemie, wady ukryte lub po prostu niską jakość samego panela. Kupujesz "po demontażu", ale nie wiesz, z jakiego poziomu nominalnego startowały i jaki procent mocy faktycznie zachowały. Może kupujesz 300W panel, który w rzeczywistości daje już tylko 200W?
Największym gwoździem do trumny używanych paneli jest gwarancja, a właściwie jej brak. Gwarancja producenta, zarówno produktowa, jak i na wydajność, zazwyczaj dotyczy pierwszego nabywcy i instalacji w określonym miejscu. Kupując używane panele, panele używane zazwyczaj pozbawione są długoterminowej gwarancji producenta. Otrzymasz co najwyżej krótką gwarancję rozruchową od sprzedawcy (np. 30 dni, "na sprawdzenie"), co jest absolutnie niewystarczające dla produktu, który ma działać przez ćwierć wieku. Jeśli panel zepsuje się po pół roku, płacisz za nowy i jego montaż z własnej kieszeni.
Ryzyko ukrytych wad jest ogromne. Najbardziej podchwytliwe są mikropęknięcia w ogniwach krzemowych, niewidoczne gołym okiem. Mogą powstać podczas transportu, demontażu, przechowywania, a nawet w trakcie eksploatacji z powodu naprężeń termicznych czy wiatrowych. Takie mikropęknięcia prowadzą do "gorących punktów" (hot spotów) – miejsc, które się przegrzewają. To nie tylko obniża wydajność (energia nie może swobodnie przepływać przez uszkodzoną część ogniwa), ale w skrajnych przypadkach może prowadzić do wypalenia tylnej folii panela i stanowić realne zagrożenie pożarowe. Nowe panele są dokładnie testowane (np. badanie elektroluminescencyjne EL) pod kątem takich wad. Panele używane – nigdy.
Starsze panele używane mogą być wykonane w mniej wydajnej technologii (np. starsze ogniwa polikrystaliczne zamiast nowoczesnych monokrystalicznych PERC, TOPCon). Mogą mieć gorsze współczynniki temperaturowe, co oznacza większe straty mocy w gorące dni. Mają też niższe napięcie i prąd roboczy niż nowoczesne moduły, co może komplikować dobór falownika, optymalizatorów czy mikroinwerterów do reszty systemu, zwłaszcza jeśli chcemy je mieszać z nowymi panelami lub budować większą instalację w etapach. Może się okazać, że wymagają przestarzałego modelu falownika, którego już nie ma na rynku lub który jest trudno dostępny.
Koszt instalacji używanych paneli jest taki sam jak nowych. Trzeba zapłacić za robociznę, konstrukcję montażową, okablowanie, zabezpieczenia. Jedyne oszczędności dotyczą samego modułu. Jeśli zaoszczędzimy 50% na panelu, ale jego wydajność jest niższa o 20% i istnieje wysokie ryzyko, że zepsuje się po kilku latach, zmuszając nas do wymiany, to czy taka "oszczędność" ma sens?
Załóżmy, że nowy panel 400Wp kosztuje 650 zł i daje realnie średnio 400 kWh rocznie przez 25 lat (z uwzględnieniem normalnej degradacji, powiedzmy w sumie ok. 9000-9500 kWh przez cały okres). Używany panel 400Wp kupujemy za 300 zł, ale realnie daje już tylko 300Wp i ma ryzyko awarii w ciągu 5 lat. Nawet jeśli działa 5 lat bezawaryjnie, wyprodukuje ok. 1500 kWh (300Wp x 1500 h/rok x 5 lat = 2250 kWh teoretycznie, ale z degradacją realnie mniej). Potem pada. Koszt nowego panela to 650 zł + montaż ok. 150 zł = 800 zł. Łączny koszt "używanego" systemu po 5 latach to 300 zł (pierwszy panel) + 800 zł (drugi panel z montażem) + robocizna pierwszej instalacji. A panel może zepsuć się szybciej. Z nowym panelem zapłaciliśmy 650 zł + montaż od razu i mamy spokój na lata z gwarancją. Perspektywa finansowa nie wygląda już tak korzystnie.
W przypadku uszkodzenia lub awarii pojedynczego używanego panela, znalezienie identycznego modułu na wymianę, zwłaszcza po kilku latach od zakupu, może być wręcz niemożliwe. Nawet jeśli znajdziemy panel o tej samej mocy nominalnej, jego realna wydajność i charakterystyka pracy mogą być na tyle odmienne od reszty "używanych" paneli w stringu, że spowoduje to spadek wydajności całego ciągu. Instalacja systemu monitorującego na poziomie modułów może pomóc w identyfikacji słabszych paneli, ale to kolejny koszt. Naprawa samego panela fotowoltaicznego jest zazwyczaj niemożliwa lub nieopłacalna, uszkodzone moduły się wymienia.
Co więcej, które nie spełniają standardów jakościowe używane panele mogą nie spełniać aktualnych norm bezpieczeństwa (np. dotyczących ochrony przeciwpożarowej klasy C lub A). Skrzynki przyłączeniowe mogą być starszego typu, mniej odporne na wilgoć i temperaturę, co zwiększa ryzyko zwarcia czy pożaru na dachu. Ryzyko to nie jest teoretyczne i warto je wziąć pod uwagę. Ubezpieczenie instalacji z używanych paneli również może być utrudnione lub droższe, jeśli ubezpieczyciel zwróci uwagę na pochodzenie modułów.
Zaufani sprzedawcy paneli, z dobrą opinią, nie sprzedają używanych modułów jako standardowego produktu. Jeśli już, to po gruntownej weryfikacji i z bardzo wyraźnym zaznaczeniem wszystkich ryzyk, często z symboliczną ceną i bez gwarancji. Zazwyczaj używane panele są sprzedawane przez osoby prywatne lub małe firmy, które nie posiadają narzędzi ani wiedzy do oceny realnego stanu i pozostałej żywotności modułu.
Kupowanie używanych paneli fotowoltaicznych to fałszywa oszczędność i bardzo duże ryzyko. Ryzykujemy niższą produkcję energii, szybsze awarie, brak wsparcia gwarancyjnego i potencjalnie wyższe koszty w dłuższej perspektywie, wliczając w to koszt utylizacji zużytych modułów, która też ma swój cennik (zazwyczaj jest wliczona w cenę nowych paneli lub ich koszt jest niewielki przy zbiórce odpadów elektronicznych, ale panel waży 20+ kg i nie wrzucisz go do śmietnika). W przypadku systemów fotowoltaicznych, które mają służyć 25 lat, wybór najtańszej opcji bez historii, dokumentacji i gwarancji jest po prostu nierozsądny.